Ostatnio jestem tak zapracowana, że jedyna rozyrywka jaką mam (i nie mam wyrzutów sumienia, że nie piszę pracy) to gotowanie (bieganie oczywiście też, ale zawsze znajdę sobie usprawiedliwnie, że "muszę" iść pobiegać, bo np.boli mnie głowa, a jak mam pisać z bolącą głową?). Moja "jelitówka" o której ostatnio pisałam (o tutaj) odeszła na dobre (mam nadzieję) i jak obiecywałam wrzucam nowy przepis!
Piszę do Was w biegu, gdyż mam tak dużo zajęć, że nie mam czasu na nic...już nie raz pisałam, że mam teraz gorący okres na uczelni- jednak nie myślałam, że będzie aż tak ciężko.
Nawet nie wiem kiedy to zleciało, ale już za ok.miesiąc wydarzenie w multikinie na które bilet kupiłam w sierpniu- mianowicie transmisja koncertu: André Rieu: Boże Narodzenie André. Już nie mogę się doczekać!
Sezon na dynie trwa, a ja "siędzę i myślę" jakie danie można z niej jeszcze przygotować. I tak, kiedy tylko ujrzałam w Tesco malutką hokkaido wiedziałam, że będzię idealną bułeczką!
Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia i należy o tym pamiętać! Często słyszę od znajomych, że nie zjedli śniadania "bo nie mieli czasu"...gorsza wymówka chyba nie istnieje. Skoro mamy razem wykład/ćwiczenia a ja zdążyłam zarówno zjeść śniadanie jak i przygotować posiłki na cały dzień na uczelni to nie rozumiem jak można nie zdążyć- przecież rano nasz organizm potrzebuje paliwa, a owsianka to chyba najszybsza i najprostsza jego forma.
Dziś znowu pomęczę Was tofurnikiem. Tym razem jest to tofurnik z mango, które ostatnio jest wyjątkowo tanie. Odnoszę wrażenie, że sklepy walczą teraz w bitwie o jak najniższą jego cenę.
Mam dla Was FANTASTYCZNY przepis (nie przesadzam).
Dynia + mango, kto by się spodziewał, że z tej pary coś będzie ? Ja nie, ale powiedzieć, że coś z tego wyszło to jakby nic nie powiedzieć.